Czarna Cebula to miejsce, które miało być hitem Wrocławia – kebab berliński, pełen giemüse, kurczak, serki i warzywka w kostce. No i... niby tak, ale coś nie pykło. Buła? Twarda jak kamień, przypieczona na skwar, aż zęby bolą. Przypominała bardziej narzędzie do samoobrony niż chlebek do kebaba. Kurczak? Grube kawały, bardziej gotowane niż grillowane, zero tej chrupiącej skorupki, którą kochamy w Berlinie. Sosy? Miały być trzy, jak na berliński przystało, ale żadnej ostrości nie znalazłem, a jogurtowo-ziołowy ratował sytuację tylko odrobinę. Ziemniaczki w środku spoko, ale za 38 zł chciałbym poczuć choć odrobinę magii Mustafy z Berlina. Wyszedłem z wrażeniem, że to bardziej wrap z sałatką niż kebab. Na mega głoda ujdzie, ale nie ma szału. No i ta cena... za 38 zł można w Berlinie zjeść lepiej i taniej. Ocena? Słabiutkie 4/10, głównie za ziemniaczki i serek.