Vings Buffalo Wings okazało się najdroższym miejscem z testowanych lokali, a jedzenie nie spełniło oczekiwań, zwłaszcza w stosunku do wysokich cen. Stripsy za 40 złotych były suche i przesadnie panierowane, co sprawiało, że smakowały bardziej jak mączna masa niż mięso kurczaka. Paniera była zbyt twarda, a kurczak niewystarczająco soczysty. Frytki za 12 złotych były smażone wielokrotnie, co nadawało im suchą, twardą teksturę, którą nie każdy klient lubi. Sosy, choć ciekawie zapowiadające się, okazały się bardzo kwaśne, a zamiast podkreślać smak, przytłaczały go. Ogólnie lokal ten zawiódł pod względem smaku i ceny, nie oferując niczego, co wyróżniałoby go pozytywnie na tle konkurencji.